poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Augustów

Witajcie;)
Mąż zabrał mnie wczoraj ja wyjazd niespodziankę. Dopiero w trasie dowiedziałam się, że jedziemy do Augustowa. Życzę miłego oglądania i wracam do konsumowania kolacji. Dziś krewetki z sałatką z rukoli ;)





sobota, 20 sierpnia 2011

Trochę wspomnień. Ślub.

Wrzucam kilka zdjęć z mojego ślubu i przyjęcia weselnego. W kolejnych postach zdjęcia z pleneru. Szykując się do tego dnia miałam wszystkiego dość i chciałam jedynie się wyspać i mieć święty spokój. W ferworze przygotowań polały się nawet łzy, ponieważ każdy miał swoją wersję mojego ślubu, ale oczywiście WSZYSTKO musiało być po mojemu. Tak już mam ;) A skoro nie wszyscy reagują na logiczne argumenty to musiały pojawić się łzy i krzyk hehe;) Koniec końców było tak jak sobie zaplanowałam. Sami oceńcie.




Moje miejsce.

Tylko tu chcę wracać. Zdjęcia z ostatniej wycieczki rowerowej. 20 km. Ciągle mi mało. Chandra w dalszym ciągu, więc idę na zakupy. Trzeba coś na to poradzić, bo dziś wieczorem bawimy się na wieczorze panieńskim z Panem Marynarzem.






piątek, 19 sierpnia 2011

zoo


Zdjęcia z wypadu do zoo w Pradze. Barwnego opisu dziś nie będzie. Od kilku dni jestem w dołku. Ale zoo polecam jak najbardziej, to warszawskie się do tego nie umywa.





czwartek, 11 sierpnia 2011

11.08.2011


Witajcie

U Was za oknem też tak szaro, buro i ponuro? Ja akurat bardzo lubię taką jesienną pogodę. Jest tak melancholijnie. Po niebie suną ciężkie chmury, w każdej chwili może zacząć padać. Lubię to uczucie chłodu...przed, którym chroni mnie miękki szal na szyi. Chyba lubię te kontrasty związane z jesienią. Ten chłód, wiatr, tajemnicze wieczory i jednocześnie przytulne dzianiny, herbatę z sokiem malinowym, światło lampki nocnej...i zapach czekoladowej świeczki...
Dziś wracając z pracy pierwszy raz nie pędziłam, jakbym chciała się zmieścić w moich standardowych 20 minutach. Szłam powoli i chłonęłam otoczenie. Pierwszy raz od roku pomyślałam, że może jednak polubię to miasto. Tak...bo pięć lat studiowałam w Lublinie i szczerze go pokochałam. Mogłam godzinami błądzić po starówce czy po prostu stać na balkonie i wsłuchiwać w odgłosy miasta. Uwielbiałam też jazdę starymi rozklekotanymi mpkami, ale też wszędzie mogłam chodzić pieszo, bo lubiłam to co widziałam...aj na Lublin potrzebny jest cały oddzielny post, bo wciąż jestem w nim zakochana:)


Mój dzisiejszy strój jest nawiązaniem oczywiście do mojego do jesiennego nastroju. Wrzucam też kilka fotek balkonu, Stef to dla Ciebie:)














czwartek, 4 sierpnia 2011

Bordighera

Znowu kilka dni przerwy, bo wróciłam do pracy. Ale już znalazłam chwilę, żeby nadrobić blogowe zaległości. Siedzę sobie właśnie z kubkiem gorącej czekolady na balkonie, nie wiem jak u Was, ale u mnie noce są ostatnio chłodne, więc taka czekoladka przed snem bardzo się przydaje hehe :) Muszę nadmienić, iż bardzo lubię mój balkon. Taka mała namiastka natury. Zasadziłam kolorowe pelargonie, zioła i ostatnio kilka krzaczków lawendy....bosko pachnie :) Mimo, że balkon do największych się nie zalicza, ale znalazł tu miejsce jeszcze fotel i poducha.

Dzisiejszy post to powrót do Włoch. Nie wiem czy pisałam, że nie zakochałam się w tym miejscu, ale ale...tej jednej nocy u Babci Bianki nie zamieniłabym, na żadną inną nawet w najlepszym hotelu w mieście. Zacznę jednak od początku. Jechaliśmy do Włoch z zamiarem spędzenia kilku przytulnych dni nad morzem, a zastaliśmy hałas, trąbiące autobusy i plażę podzieloną na kawałki należące do poszczególnych hoteli. Ba plażę! Nawet morze było podzielone na hotele ! A jak cię zwiało z materacem na nie tę część morza co trzeba to Pan (nie wiem jak go nazwać :P) w jednej chwili przypominał, gdzie jest Twoje miejsce.

I znowu zaburzyłam chronologię, bo pływanie materacem było już po zakwaterowaniu u Babci Bianki. Kiedy dotarliśmy pod wskazany nam adres byliśmy w lekkim szoku. Dom znajdował się na wzgórzu, na które prowadził kręty i stromy podjazd no i wąski rzecz jasna. Naszym garażem okazała się jaskinia hehe no dziura wydrążona w skale:) Babcia Bianka na początek każdemu z nas wręczyła po małym kwiatku i zaczęła nawijać po włosku...nie powiem Wam co do nas mówiła, bo staliśmy jak wryci. Babcia nie znała ani jednego słowa po angielsku. Z gestów wywnioskowaliśmy, że generalnie się cieszy, że nas widzi, i że zaprasza do środka....co by nie powiedziała my grzecznie kiwaliśmy głową "tak, tak"... i tu z pomocą przyszedł nam google transtalor :D przetłumaczyliśmy kilka zdań i pokazaliśmy karteczkę Babci "aaaaaaaaaa si si si " potem internet odmówił posłuszeństwa, a próbując porozumieć się z Babcia zrozumieliśmy tylko "och diabolo!!!":D

Te piękne widoczki na zdj to właśnie domek Babci Bianki i widoki z naszego balkonu. Musiałam się trochę pochwalić :)

Aaaaa prawie zapomniałam jeszcze o jednym :) Byliśmy tak zmęczeni, że padliśmy na plaży i spaliśmy w najlepsze...oczywiście każdy z nas spalił inną część ciała. Najdziwniejsze jednak było to, że jak w końcu się obudziłam, otwieram oczy, a nade mną policjanci rozwijają czerwoną taśmę, na plaży pełne zamieszanie.. podnoszę się, a przy brzegu rozbiła się jakaś łajba i rozpoczynała się właśnie akcja wyławianie.

Czekolada się skończyła i jakoś rześko od razu. Dobranoc :)