sobota, 30 lipca 2011

Tučepi Fischerabend

Zrobiłam sobie kawę z napojem sojowym -Olasia kiedyś pisała, że tak się pije w USA, no ja nie wiedziałam, więc wczoraj zakupiłam taki napój:  0% cholesterolu + wszystkie inne dobrodziejstwa natury hehe :)
I korzystając z chwili spokoju zrobiłam kolejną selekcję zdjęć. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam te momenty kiedy siedzę sobie sama z kubkiem herbaty/kawy, i wsłuchuję się w odgłosy tego co się dzieje za oknem. Najbardziej lubię słuchać jak "krzyczą" jerzyki ( nie tu nie ma błędu ortograficznego, nie mam na myśli tych kolczastych jeży, które biegają nocą w trawie a w bajkach noszą jabłka na grzbiecie), jak byłam młodsza i mieszkałam z rodzicami to wieczorami kładłam poduszkę na parapecie i potrafiłam dwie godziny siedzieć "w oknie" i patrzeć jak po niebie ganiają się jerzyki. Moje odgłosy na dziś to krople na oknie i szum drzew, miło prawda? Wiem jest lipiec, wszyscy czekają na 30 stopni, dla mnie jednak taka pogoda jest idealna. Jest ciepło, trochę rześko, ciepły deszcz...a może to dlatego, że przyjechałam do domu?

Ale dosyć tych melancholijnych rozterek, miało być o 37stopniowych upałach w Chorwacji i o Fischerabend. Tak więc rano tradycyjnie poszliśmy poleżeć na plaży, tam zapoznaliśmy urocze rodzeństwo. Na początku nazywaliśmy ich Młody i Młoda, ale potem podsłuchaliśmy, że Młody nazywa się Weron. Uroczy i bardzo otwarty chłopiec. Pomagać budować mojemu mężowi zaporę z kamieni, ach Cie faceci, wieczne dzieci hehe ;) Weron niestety polskiego nie rozumiał, czemu trudno się dziwić więc porozumiewaliśmy się na migi, bądź Weron mówił do nas "Ne, ne, ne, ne!" co znaczyło po prostu "Nie" hehe ja coś mu pokazuje a on "ne" dopiero jak zgadłam o co chodzi kiwał głową z aprobatą :)

Wieczorem jak co rok w Tucepi odbywał tzn wieczór rybny. Świetna sprawa, bo polega to na tym, że rybacy rozstawiają swoje stoiska, wielkie grille, stoliki z winem i można skosztować sardynek smażonych w głębokim oleju (ja to nazywałam frytkami ), ryby bądź kałamarnice/kalmary z grilla czy wielkie pyszne krewetki. Do takiego zestawu zostaje się pajdę chleba i kubeczek swojskiego wina. No pyszności! Tylko trzeba znaleźć sobie skrawek murku albo krawężnika, żeby przykucnąć na konsumpcję:) W ubiegłym roku jadłam przepyszne krewetki, smakowały jak kurczak,a w tym roku skusiłam się no właśnie...na coś ośmiornicopodobne :P jak wbiłam widelec to wyciekł atrament :D ale smakowało wybornie :)

o i tak się rozpisałam, że aż przestało padać i pojawiło się słońce :)
Miłego dnia:) Ja dziś wybieram się do Puszczy.


















5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękna notka.!:) Świetny look.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne zdjęcia! zakochałam się w Chorwacji i chyba za rok lub 2 wyciągnę tam mojego chłopa :D
    a póki co chcę Twoje koturny i opaleniznę hehe

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę słoneczka:)
    Świetne koturny:)

    OdpowiedzUsuń